niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 4



Dobra wklejam tu ostatnie dwa rozdziały, które były na "7angelpi" i... no właśnie nie bardzo wiem co dalej, bo niby coś się kluje, ale to surowy pomysł...
 ^^Sfora^^

Hetty właśnie nalewała sobie świeżą herbatę, kiedy podeszła do niej Nell.
- Tak panno Jones – zapytała, nie musiała się nawet odwracać aby wiedzieć kto stoi za nią. Te wszystkie lata jako szpieg, a później agent wyczuliły jej zmysły na tyle, że mogła rozpoznać daną osobę tylko po sposobie poruszania się, odgłosie kroków.
Nell choć pracowała w OSP już 3 miesiące nadal nie mogła przyzwyczaić się do „umiejętności ninja” swojej szefowej.
- Tydzień temu aktualizowaliśmy, z Erickiem, bazę danych i okazało się, że nie mamy DNA detektywa Deeksa. Za jego zgodą pobraliśmy je.
Ach tak próbki DNA. Zgodnie z nowymi wytycznymi próbka DNA każdego pracownia NCIS, od samego dyrektora po zwykłego roznosiciela poczty, musi się znajdować w bazie danych agencji. Na wypadek ataku terrorystycznego na którąś z siedzib NCIS, aby łatwiej i szybciej zidentyfikować ofiary.
- I w czym tkwi problem panno Jones?
-Chodzi o to, że po powrocie Nate i Doma, znaczy agentów Getza i Vail, z Londynu musieliśmy zaktualizować ponownie bazę danych.
Tak Londyn, to miało być proste zadanie, dlatego zgodziła się posłać tam Natea i Dominica to była ich szansa na zdobycie doświadczenia. Mieli obserwować handlarza bronią, jednak do sprawy wtrąciło się CIA i w rezultacie pan Gatz wylądował w szpitalu z złamaną ręką i lekkim wstrząśnieniem mózgu, natomiast pan Vail został zarażony wąglikiem, na szczęście okazał się to słaby szczep i jego organizm zwalczył chorobę. Jedyną korzyścią z tego jest fakt, że teraz agent Vail jest odporny na wąglika.
- Podczas tej aktualizacji wyszło coś dziwnego. Ale może lepiej jeśli sama to zobaczysz – ciągnęła dalej Nell.
- Dobrze, więc chodźmy – powiedziała po chwili Hetty, po czym obie udały się na górę.
W centrum dowodzenia siedział tylko Eric, nadal patrzył z niedowierzaniem na informacje wyświetlone na monitorze komputera.
- Co jest aż takiego pilnego panie Beale? – zapytała Hetty wchodząc do centrum.
- Nie mamy pojęcia czy to prawda czy to tylko jakiś błąd systemu ale… - zaczął Eric jednak nie wiedział jak to przekazać swojej szefowej – Nie mamy pojęcia co robić.
- Po prostu proszę powiedzieć mi o co chodzi – powiedziała już lekko rozdrażniona Hetty, ta sytuacja coraz mniej jej się podobała.
- Może lepiej pokażemy co znaleźliśmy – zaproponowała Nell.
- O tak właśnie – zgodził się Eric, po czym wyświetlił informacje o których była mowa na dużym ekranie.
- Oj! – to co Hetty zobaczyła na ekranie bardzo ją zaskoczyło, a myślała, że wie wszystko o swoich agentach, a przynajmniej o panu Callenie, na którego zawsze miała oko, odkąd odszukała go po wyjeździe z Rumuni – Panno Jones proszę sprowadzić tu pana Deeksa, panie Beale pan sprowadzi pana Callena – zarządziła jeszcze nadal nie odrywając oczu od informacji wyświetlonych na ekranie.
Piętro niżej, przestrzeń biurowa agentów:
Deeks był sam. Nie przeszkadzało mu to, choć minęło pół roku odkąd został łącznikiem LAPD z NCIS nadal czuł się nie na miejscu, choć był tu traktowany o wiele lepiej niż w policji. Chciał być częścią tej „rodziny”, ale wiedział, że tu nie pasuje, był kundlem, a oni byli rasowi, sprawdził to kiedy spotkał się z tą ekipą. Wie też doskonale, że oni wiedzą kim jest, to żadna tajemnica, niestety, w jego aktach jest napisane czarno na białym, jego ojciec był zmiennym, a matka normalna, z czego jasno wychodziło, że on jest kundlem. Z jakiegoś powodu jednak Hetty go tu trzyma, a nawet wręczyła mu odpowiednie papiery aby zostać agentem NCIS, nie, nadal ich nie podpisał, za bardzo bał się odrzucenia, może Hetty i jak się dowiedział pani dyrektor Shepard chciały by go mieć w ich szeregach, jednak agenci z którymi pracuje już nie.
Wiele razy widział tę ekipę w ich zwierzęcych formach. Callen jest Owczarkiem Niemieckim, odważny zazwyczaj poważny i skryty, świetny przywódca. Sam to czarny Boxer, silny nie odpuszcza tak łatwo, ale zarazem czuły i opiekuńczy w stosunku do swojej „rodziny”, Kensi natomiast to biały Seter Irlandzki z brązowymi łatami na głowie i grzbiecie, piękna i odważna, może trochę zbyt porywcza. Nawet Nell i Eric byli zmiennokształtnymi, Eric jest Owczarkiem Australijskim, Nell natomiast to Płochacz Holenderski. Raz nawet natknął się na Hetty w swojej psiej formie. Agentka Lang jest Cavalier King Charles Spanielem.
Zaczął się teraz zastanawiać czy gdyby pokazał im swoją formę zwierzęcą może by go zaakceptowali, jednak szybko zrezygnował z tego pomysłu pewnie wzięli by go za jeszcze większego odmieńca niż mają go teraz, niech nadal myślą, że jest szczeniakiem. Tak, tak będzie lepiej.
Nudził się okropnie, z nudów powypełniał nawet kilka zaległych akt jednak zaniechał tego pomysłu dość szybko, nie miał dziś do tego głowy. Kensi i Sam pojechali odebrać na lotnisko agentów Getza i Vaila, to go trochę przybiło, jeszcze więcej ludzi którzy będą traktować go jak najsłabsze ogniwo. Callen znów zniknął w sali gimnastycznej, jakoś często tam bywał. Deeks czuł jak znów łapie doła, jedynym dobrym lekarstwem na to była rozmowa z przyjacielem. Wykręcił dobrze sobie znany numer, mając przy tym nadzieję, że DiNozzo będzie miał chwilę żeby pogadać. Po chwili usłyszał głos przyjaciela.
/- DiNozzo – odezwał się głos po drugiej stronie/
- Hej stary! – przywitał przyjaciela Marty – znów nie spojrzałeś na wyświetlacz?
/- Hej Shaggy – powiedział Tony w jego głosie nie było słychać tej wesołości, którą zazwyczaj odznaczał się DiNozzo./
- OK. Di, gadaj co ci leży na wątrobie – od razu przeszedł do sedna Marty.
/- Ja? To ty do mnie zadzwoniłeś – próbował zmienić temat Tony – u mnie wszystko gra./
- Tak jasne, mi uszu nie zamydlisz – drążył cały czas Deeks.
/- Chyba raczej oczu – poprawił przyjaciela Tony./
- Nie, teraz cię nie widzę tylko słyszę i wiem że coś jest nie tak – odpowiedział Marty – a ty mi wmawiasz, że wszystko jest cacy. Gadaj co jest grane.
/- Mam tego dość! – zaczął w końcu Tony./
- Daj spokój, Tony – odpowiedział mu Deeks – Nie może być aż tak źle.
/- Jestem kotem w budynku pełnym psów – stwierdził Tony, powiedział to tak cicho, że Marty ledwo go dosłyszał./
- Pamiętaj o złożonej obietnicy – przypomniał przyjacielowi Deeks – Masz tam wytrzymać więcej niż dwa lata.
/- Przypominam ci stary, że spędziłem już w NCIS dwa lata, rok w Norfolk, a potem rok na Ronaldzie Reaganie – oświecił kumpla DiNozzo./
- To się nie liczy dwa lata w JEDNYM MIEJSCU – podkreślił Deeks.
/- Spędziłem rok na otwartym oceanie! – Tony prawie krzyknął do telefonu – Wiesz co to za męczarnia dla kota? – dodał już ciszej./
- Och biedaku jak ja ci współczuje – powiedział znudzony Deeks, znał tą śpiewkę, wysłuchiwał żalów przyjaciela przy każdej okazji gdy się kontaktowali odkąd ten wylądował na okręcie – Dobrze wiedziałeś, że kiedyś się to może stać w końcu pracujesz dla NCIS.
/- Dobra, dobra skończ już – Tony uspokajał Deeksa, który już się nakręcał – Wiem, że lubisz gadać, więc opowiadaj co u ciebie. Jak ci idzie łącznikowanie?/
- Próbuje się dopasować, ale wiesz, że zawsze opornie mi to idzie – odparł szczerze Marty – Oni wszyscy są rasowi tutaj. Nawet ich techniczny i analityk są rasowi. A Hetty mnie przeraża, ona chyba wie kim jestem.
/- Taa ty przynajmniej jesteś psem – zauważył DiNozzo./
- Niby tak, ale nadal odstaje od reszty – przyznał Deeks – Ok. muszę już kończyć, chyba mamy jakąś sprawę – skończył rozmowę Marty gdyż zauważył, że Nell idzie w jego stronę z dość dziwną miną.
- Deeks musisz ze mną iść – powiedziała Jones. Widząc niepewną minę Deeksa szybko dodała – To dość delikatna sprawa i jesteś potrzebny na górze.
- O, ok., ale nie zaczekamy na resztę? – coś tu było nie tak, po co był im potrzebny… tylko on?
- Nie, to jest sprawa eee… - zaczęła się mieszać Nell – delikatna sprawa i jesteś potrzebny – Jones nie chciała ujawnić o co chodzi.
- Dobra to chodźmy – powiedział po chwili Marty wstając od biurka.
Jednak nie był im potrzebny tylko on, po wejściu do centrum dowodzenia zastał już w środku Hetty z jak zawsze nieodgadnioną miną i Callena po którego minie szło stwierdzić, że też nie bardzo wie o co może chodzić, a przy komputerze jak zawsze siedział Eric, który cały czas spoglądał niepewnie to na Hetty to na Callena, a po wejściu Nell i Deeksa także i na Martiego. Nell nadal milczała, choć po drodze Deeks próbował wyciągnąć z niej jakieś informacje, gdy tylko przekroczyła próg centrum szybko usiadła obok Erica.
- Panie Callen, panie Deeks – zaczęła Hetty – zapewne zastanawiacie się po co was tu wezwałam.
- Było by miło w końcu się dowiedzieć – wtrącił G.
- Muszę was uprzedzić, że to co zaraz zobaczycie to stu procentowa prawda – ostrzegła ich Lang.
Oho to będzie jakaś bomba. Pomyślał Deeks, jego żołądek zaczął się skręcać z nerwów, jego instynkt wariował. Jeśli Callen czuł to samo co on to nawet dobrze się maskował, ale czego się spodziewać po gościu który ma za sobą szkolenie na agenta, w końcu pracował w CIA, a teraz w NCIS… To napięcie zaraz go zabije Hetty streszczaj się!! Krzyczał w myślach. 
- Panie Beale proszę im pokazać to co przed chwilą oglądaliśmy – Hetty zwróciła się do Erica, ten posłusznie wrzucił na ekran informacje które razem z Nell znaleźli.
- Nie, to muszą być jakieś żarty – odezwał się po chwili Callen był oszołomiony, tym razem było to po nim widać – Hetty… ale jak?
- Z tego wynika jasno… - Hetty nie dokończyła.
- Jesteśmy braćmi?! – wykrzyknęli z niedowierzaniem Deeks i Callen.

**********



- Deeks! – wołał za nim Callen – Deeks, czekaj!
Po tym jak się dowiedzieli, że są braćmi Marty wybiegł z centrum nie zwracając nawet uwagi na pozostałych w środku ludzi. Był tym wszystkim oszołomiony; zawsze marzył o starszym bracie, ale jednocześnie przerażał go fakt, że może on być taki jak Gordon Brandel… jego ojciec. Nie zniósłby znów tego samego; przecież G jest rasowy, a on kundlem. I tak wszyscy w OSP patrzą na niego jak na niechcianą przybłędę; może oprócz Hetty…
-Deeks czekaj! – Callen nie dawał za wygraną. Ale on też potrafi być zawzięty, nie chce znów się zawieść na rodzinie.
Przeszedł szybkim krokiem obok pozostałych zdezorientowanych członków drużyny i trzech innych gości, których nie kojarzył. Teraz i tak nie miał głowy do zawiązywania nowych znajomości. Musi zostać sam, oczyścić umysł i wyładować frustrację; musi pomyśleć na spokojnie.
-Deeks? – Tym razem to była Kensi, była zdezorientowana. Rano gdy wychodziła z biura z Samem Deeks zachowywał się normalnie; jak zawsze wesoły i skory do żartów, niczym niesforny szczeniak. Marty jednak warknął tylko – Nie teraz – i nawet nie spojrzawszy na pozostałych wyszedł z OSP.
- Co się dzieje G? – odezwał się w końcu Sam; pierwszy otrząsnął się z szoku na widok rozzłoszczonego Deeksa.
- Sam chciałbym wiedzieć – powiedział Callen – Nie mam pojęcia co się dzieje w jego głowie! – Był nieco poirytowany całą tą sprawą. W końcu znalazł brata, a ten nie chce nawet z nim rozmawiać – Deeks co dzieje się w tej twojej rozczochranej łepetynie? – pomyślał jeszcze, nim zwrócił się do przybyłych agentów – Dominic, Nate dobrze widzieć was w domu w jednym kawałku – zażartował sobie z dwóch najmłodszych stażem agentów.
- Bardzo śmieszne Callen, bardzo śmieszne – odparł na to zmęczony Getz, ale cieszył się bardzo, że w końcu wrócił do Stanów. Teraz tylko muszą złożyć raport Hetty i będą mogli naprawdę odpocząć.
- Ale jednak dobrze w końcu wrócić do domu. Idziemy złożyć raport Hetty i, nie mam pojęcia jak Nate, ale ja idę się zrelaksować. Nie mam pojęcia gdzie, ale relaks to to czego teraz potrzebuję – Doninic wypowiedział nagłos wszystkie myśli Nate. To dziwne, ale ta sprawa w Londynie ich zbliżyła. Może nie łączyła ich tak silna więź partnerska jak G i Sama, bo na to trzeba wielu lat współpracy, ale dobrze im się razem pracowało… Hetty zawsze wie jak dobrać partnerów tak aby dobrze się im razem współpracowało, to był niezaprzeczalny fakt.
- Hej Callen, a ze starym kumplem się nie przywitasz? – odezwał się jak dotąd milczący agent Burley, wyrywając tym samym Nate z zamyślenia.
- A ciebie jakie wiatry tu przygnały… Stanley – opowiedział mu G.
- Hetty ściągnęła mnie z Benjamina Franklina, ale nie mam pojęcia po co – odparł zgodnie z prawdą Stan – I nie nazywaj mnie Stanley – pogroził Callenowi – wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem, dlatego ja tak bardzo to lubię – nadal droczył się z przyjacielem G.
- Rozumiem, że się znacie – docinki postanowiła przerwać Kensi.
- Tak, pracowaliśmy razem w DC w zespole Gibbsa – oświadczył Stan.
- Ja pracowałem z Gibbsem 4 lata – wtrącił Callen – a kiedy Vivian Blackadder wróciła do FBI, przysłali nam tego tutaj żółtodzioba.
- Hej mam się obrazić – zaprotestował Stan.
- Byłeś świeżakiem Stan i nie zaprzeczaj – uciszył go Callen.
Sama bawiła cała ta sprzeczka między Stanem a G. Wiele słyszał o agencie Burleyu; był dobry, szkolony, tak jak Callen, przez Gibbsa. Zapowiada się ciekawa praca.
- Jeśli skończyliście panowie swe jakże miłe powitanie, to zapraszam na górę. Mamy sprawę – nagle jakby z podziemi wyrosła za nimi Hetty. Callen, Sam, Kensi, Dom i Nate byli już przyzwyczajeni do nagłego pojawianie się agentki Lang w ich pobliżu, jednak Stan aż lekko podskoczył gdy usłyszał jej głos tak blisko.
- Coś nie tak agencie Burley? –zapytała z troską w głosie Hetty. A reszta z trudem powstrzymała się od parsknięcia śmiechem.
W centrum dowodzenia Eric i Nell już wyszukiwali wszelkich dostępnych informacji o ich denacie i jego otoczeniu.
- Co mamy Eric? – jak zawsze standardowe pytanie zadał Callen
- Dziś rano kobieta wyprowadzająca psa na spacer znalazła ciało Marines – Eric zaczął wprowadzać agentów w sprawę.
- Ofiara to sierżant Angus Gryffin, 29 lat, samotny. Po szkole od razu wstąpił do wojska, poszedł w ślady ojca. Nienaganna służba – podjęła temat Nell.
- A my mamy się tym zająć ponieważ… - zaczął Callen.
- Ponieważ, panie Callen, zginął Marines – powiedziała spokojnie Hetty – A my zajmujemy się takimi sprawami – powiedziawszy to skierowała się do wyjścia – Panie Getz, panie Vaile zapraszam do mnie, na odprawę, a później nie chcę tu panów widzieć aż do jutra. Czy wyrażam się jasno.
- Tak Hetty – odpowiedzieli jednocześnie Nate i Dom. Po czym posłusznie poszli za agentką Lang.
- Hetty! – krzyknął jeszcze Callen za swoją szefową – A co z Deeksem. Poszedł niewiadomo gdzie – spojrzał na agentkę wymownie; lepiej jeszcze nie ujawniać przed resztą zespołu faktu, że są braćmi.
- Wierzę, że gdy pan Deeks ochłonie dołączy do nas. A na razie jeśli byłby pan tak dobry, panie Burley, pomóc naszym agentom w sprawie byłabym niezmiernie wdzięczna – odpowiedziała Hetty.
- Jasne, czemu nie – stwierdził Stan – Ale czy mógłbym najpierw dowiedzieć się co tu tak właściwie robię? – zadał pytanie, które nurtowało go odkąd pani dyrektor przeniosła go do LA, mówiąc mu tylko, że to na prośbę agentki Lang.
- Potrzebuję doświadczonego agenta, który będzie miał oko na pana Vaila i pana Getza – stwierdziła Hetty, a na jej twarzy pojawił się enigmatyczny uśmieszek. Szykowała coś większego, jednak jak na razie pozostaje to jej słodką tajemnicą – Sądzę, że pan, panie Burley, nadaje się do tego idealnie – Mówiąc to wyszła z centrum, a Nate i Dom za nią.
Kensi nie wytrzymała, wybiegła za Hetty, mając nadzieję, że na osobności uda jej się coś wyciągnąć z szefowej.
- Hetty – zatrzymała ją w korytarzu – Deeks to mój partner, chyba mam prawo wiedzieć co się stało – nalegała Blye.
- To co się stało, to sprawa między panem Deeksem a panem Callenem – wyjaśniła spokojnie Hetty – Ufam, że gdy będą gotowi aby wam powiedzieć co się stało, to to zrobią.
- Ale… - próbowała dalej Kensi.
- Proszę wracać do sprawy panno Blye – ucięła rozmowę Hetty.

W tym samym czasie Deeks dojechał już na plaże. Tu zawsze potrafił się skupić, to jego miejsce, tu odcinał się od całego świata. Wziął ze sobą deskę, zawsze miał ją w aucie. Niestety pogoda była bezwietrzna, a co za tym idzie nie było fal, na których można by posurfować. Ale Marty znał jeszcze jedną świetną zabawę w wodzie. Zmienił się w psa, był dużym, kremowym kundlem z brązowymi łatami. Lewe ucho miał koloru ciemnobrązowego, natomiast prawe, nieco klapnięte, koloru jasno brązowego, łata obejmowała również prawe oko. Nikt nie spodziewał się, że jest dorosłym kundlem, wszyscy założyli, że jest szczeniakiem; wiele razy wyobrażał sobie ich miny gdyby pokazał im się w swej zwierzęcej formie. Całe szczęście, że był to mały odludny zakątek, z dala od wielkich plaż wypchanych innymi surferami, rodzinami z rozwrzeszczanymi dziećmi i turystami, bo inaczej mógłby mieć duże kłopoty. Uwielbiał te zabawy w wodzie, może i śmierdział po tym zmokłym psem, ale to pozwala oderwać mu się od szarej codzienności; chwila beztroskich harców.
Po mniej więcej pół godzinie zaczął w końcu zbierać się z powrotem do OSP; prawdopodobnie oberwie mu się od Hetty za tak nagłe i dość długie zniknięcie, ale musiał to wszystko przemyśleć. Kiedy dotarł do swojego wozu w końcu spojrzał na komórkę, miał dwie nieodebrane połączenia od Kensi i jedno od Callena, plus jednego sms’a od G: „Musimy pogadać”.
- Zdecydowanie musimy – mruknął sam do siebie i wsiadł do samochodu.

Podczas gdy Deeks zbierał się do powrotu do OSP, w Waszyngtonie agenci NCIS pracowali nad sprawą śmierci sierżant Tabity Freeman.
- Co mamy Ducky? – z takim pytaniem do prosektorium wkroczył agent Gibbs.
- Nasza droga pani sierżant zmarła dwa tygodnie temu, w skutek licznych ran szarpanych – wyjaśnił doktor.
- Dwa tygodnie temu Duck? – zaciekawił się Jethro.
- Dokładnie – potwierdził Ducky – Jej ciało leżało w zimnej wodzie co spowolniło spowolnienie rozkładu tkanek.
- A wiadomo co to za rany? – drążył dalej temat Gibbs.
- Tak – potwierdził lekarz – Panie Palmer, mógłbym prosić o pomoc? – Ducky poprosił o pomoc swojego asystenta, aby przewrócić ciało na brzuch – Jeśli się przyjrzeć, możemy dostrzec tu – wskazał na część pod prawą łopatką – ślady zębów.
- Zębów? – zdziwił się Jethro – Chyba nie ludzkich?
- Oj nie, nie ludzkich. Zwierzęcych, prawdopodobnie psich – uspokoił przyjaciela doktor Mallard.
- Pies? Myślisz, że zmiennokształtny? – zadał jeszcze jedno pytanie Gibbs.
- To możliwe, a nawet prawdopodobne – odparł po namyśle Ducky – w newralgicznych miejscach rany są głębsze i poważniejsze niż na reszcie ciała. Trzeba przyznać, że to zwierze wiedziało jak kąsać.
- Dzięki Ducky – pożegnał się Jethro i wyszedł z prosektorium.

- Co macie? – zawołał do swoich podwładnych Gibbs, od razu gdy wyszedł z windy.
- Sierżant Tabita Freeman; pół roku temu wróciła z Iraku – zaczęła czytać Ziva, to co udało jej się znaleźć – stacjonowała w bazie w Norfolk.
- Według jej dowódcy była dobrym żołnierzem… - powiedział Tony.
- Prowadziła bloga – wtrącił McGee – Chyba nie za bardzo lubiła zmiennokształtnych – mówił dalej otwierając przy tym bloga pani sierżant, na plaźmie w przestrzeni biurowej.
„Te dziwolągi nie powinny być dopuszczone do służby!” Taki tytuł nosił jeden z wpisów, w którym opisywała najróżniejsze rzeczy o zmiennokształtnych kolegach żołnierzach. Na każdym kroku podkreślając jak bardzo ich nienawidzi.
- W dyskusjach pod wpisami najbardziej udzielali się goście o nickach: Doktor22 i Gunny30 – ciągnął dalej Tim – oboje również nie lubią zmiennokształtnych. Spotykali się również kilka razy na czacie – wystukał coś na klawiaturze i po chwili pojawił się fragment rozmowy z której wynikało, że wpadli na pomysł jak dopiec zmiennym. Doktor22 wymyślił coś dużego, sierżant Freeman i Gunny30 byli tym bardzo zainteresowani – Wygląda również na to, że sierżant Freeman i Gunny30 znali się dość dobrze – kontynuował McGee – przynajmniej w wirtualnym świecie. Przesłałem linka Abby, może znajdzie coś więcej.
- Przed śmiercią Freeman dzwoniła do sierżanta Gryffina i do niejakiego doktora Jamesa Holta – powiedziała Kate podchodząc do plazmy. Przez chwilę wszyscy milczeli, wpatrując się w ekran na którym teraz był wyświetlony blog. Skoro Freeman nienawidziła zmiennokształtnych i próbowała dopiec im na każdym kroku, a może planowała też coś więcej, to może któryś z zmiennych wziął odwet na pani sierżant. Żadnemu z nich nie uśmiechało się wchodzenie w tę sprawę głębiej, wszyscy przecież byli zmiennokształtnymi; wpisy na blogu były po prostu odrażające. Gibbs sam miał ochotę coś roznieść czytając niektóre fragmenty.
- DiNozzo co masz? – zwrócił się do agenta Gibbs. Jednak jego już nie było nigdzie widać.

Starał się bardzo wpasować w ten zespół, ale oni nie dawali mu szansy. Za każdym razem ktoś mu przerywał, wchodził w zdanie; nikt go nie słuchał jakby w ogóle go tam nie było. Przecież był starszym agentem, powinien mieć posłuch u młodszych agentów. Kiedy więc McGee mu przerwał nie bardzo go to zaskoczyło; jak zawsze w takich przypadkach siedział cicho przy swoim biurku słuchał i obserwował swoich współpracowników. Gdy Kate wspomniała o tych dwóch połączeniach coś mu zaświtało, musiał to sprawdzić, a jedyną osobą która może mu pomóc jest Abby; jak dobrze, że przynajmniej ona odnosi się do niego z życzliwością. Nie czekają więc na resztę poszedł sam do laboratorium.
W laboratorium jak zawsze brzmiała głośna muzyka. Po pół roku nadal miał pewne trudności z przyzwyczajeniem się do tego. Jego wyczulony koci słuch cierpiał i to bardzo; czasami przeklinał swoje parszywe kocie DNA.
- Abby! Abby! – próbował przekrzyczeć muzykę – Abby! – dziewczyna nadal nie reagowała, pracowała przy komputerze; już miała włączonego bloga sierżant Freeman i zdaje się, że coś do siebie mówiła.
Tony podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu, a ta podskoczyła wystraszona.
- Tony! – krzyknęła – wystraszyłeś mnie – powiedziała już normalnie i ściszyła muzykę do znośnego poziomu.
- Wołałem od progu, ale byłaś zbyt zajęta – tłumaczył DiNozzo.
- Więc co cię do mnie sprowadza? – spytała laborantka.
- Możesz coś dla mnie sprawdzić? – odpowiedział pytaniem Tony.
- To zależy co – widać było zainteresowanie w jej oczach – Czy jest to związane z sprawą?
- Jest to związane z sprawą – potwierdził agent – Możesz sprawdzić czy Gunny30 to sierżant Gryffin i czy Doktor22 to doktor Holt?
- Skąd te podejrzenia? – teraz już naprawdę zaciekawiła się Abby.
- Nasza ofiara często czatowała z gośćmi o nickach Gunny30 i Doktor22, a przed swoją śmiercią dzwoniła do Gryffina i Holta – wyjaśnił Tony.
- Hmmm to rzeczywiście może być jakiś trop – zastanowiła się Abby – Chyba mogę to sprawdzić.
- Dzięki Abbs – powiedział DiNozzo i skierował się ku wyjściu.
- Daj im trochę czasu – powiedziała jeszcze do niego Abby.
- Słucham? – zatrzymał się w progu.
- Na pewno w końcu się do ciebie przekonają – ciągnęła laborantka.
-Nie sądzę Abbs, minęło już pół roku – odpowiedział na to rozgoryczony DiNozzo – Ale dzięki, że jeszcze w to wierzysz – powiedziawszy to wyszedł z laboratorium.
- Ktoś musi, skoro ty nie chcesz – powiedziała jeszcze półszeptem Abby i wróciła do pracy. 

1 komentarz:

  1. No w końcu! Długo się naczekałam, bo już tęskniłam za zwierzakami. Na pewno musisz pociągnąć sprawy i wątki Deeks/Callen oraz Tony/team. Jestem ciekawa Twoich pomysłów i na pewno wymyślisz coś fajnego zatem pisz szybciutko :)

    OdpowiedzUsuń