Dobra wklejam tu ostatnie dwa rozdziały, które były na "7angelpi" i... no właśnie nie bardzo wiem co dalej, bo niby coś się kluje, ale to surowy pomysł...
^^Sfora^^
Hetty właśnie nalewała sobie
świeżą herbatę, kiedy podeszła do niej Nell.
- Tak panno Jones – zapytała, nie
musiała się nawet odwracać aby wiedzieć kto stoi za nią. Te wszystkie lata jako
szpieg, a później agent wyczuliły jej zmysły na tyle, że mogła rozpoznać daną
osobę tylko po sposobie poruszania się, odgłosie kroków.
Nell choć pracowała w OSP już 3
miesiące nadal nie mogła przyzwyczaić się do „umiejętności ninja” swojej
szefowej.
- Tydzień temu aktualizowaliśmy,
z Erickiem, bazę danych i okazało się, że nie mamy DNA detektywa Deeksa. Za
jego zgodą pobraliśmy je.
Ach tak próbki DNA. Zgodnie z
nowymi wytycznymi próbka DNA każdego pracownia NCIS, od samego dyrektora po
zwykłego roznosiciela poczty, musi się znajdować w bazie danych agencji. Na
wypadek ataku terrorystycznego na którąś z siedzib NCIS, aby łatwiej i szybciej
zidentyfikować ofiary.
- I w czym tkwi problem panno
Jones?
-Chodzi o to, że po powrocie Nate
i Doma, znaczy agentów Getza i Vail, z Londynu musieliśmy zaktualizować
ponownie bazę danych.
Tak Londyn, to miało być proste
zadanie, dlatego zgodziła się posłać tam Natea i Dominica to była ich szansa na
zdobycie doświadczenia. Mieli obserwować handlarza bronią, jednak do sprawy
wtrąciło się CIA i w rezultacie pan Gatz wylądował w szpitalu z złamaną ręką i
lekkim wstrząśnieniem mózgu, natomiast pan Vail został zarażony wąglikiem, na
szczęście okazał się to słaby szczep i jego organizm zwalczył chorobę. Jedyną
korzyścią z tego jest fakt, że teraz agent Vail jest odporny na wąglika.
- Podczas tej aktualizacji wyszło
coś dziwnego. Ale może lepiej jeśli sama to zobaczysz – ciągnęła dalej Nell.
- Dobrze, więc chodźmy –
powiedziała po chwili Hetty, po czym obie udały się na górę.
W centrum dowodzenia siedział
tylko Eric, nadal patrzył z niedowierzaniem na informacje wyświetlone na
monitorze komputera.
- Co jest aż takiego pilnego
panie Beale? – zapytała Hetty wchodząc do centrum.
- Nie mamy pojęcia czy to prawda
czy to tylko jakiś błąd systemu ale… - zaczął Eric jednak nie wiedział jak to
przekazać swojej szefowej – Nie mamy pojęcia co robić.
- Po prostu proszę powiedzieć mi o
co chodzi – powiedziała już lekko rozdrażniona Hetty, ta sytuacja coraz mniej
jej się podobała.
- Może lepiej pokażemy co
znaleźliśmy – zaproponowała Nell.
- O tak właśnie – zgodził się
Eric, po czym wyświetlił informacje o których była mowa na dużym ekranie.
- Oj! – to co Hetty zobaczyła na
ekranie bardzo ją zaskoczyło, a myślała, że wie wszystko o swoich agentach, a
przynajmniej o panu Callenie, na którego zawsze miała oko, odkąd odszukała go
po wyjeździe z Rumuni – Panno Jones proszę sprowadzić tu pana Deeksa, panie
Beale pan sprowadzi pana Callena – zarządziła jeszcze nadal nie odrywając oczu
od informacji wyświetlonych na ekranie.
Piętro niżej, przestrzeń biurowa
agentów:
Deeks był sam. Nie przeszkadzało
mu to, choć minęło pół roku odkąd został łącznikiem LAPD z NCIS nadal czuł się
nie na miejscu, choć był tu traktowany o wiele lepiej niż w policji. Chciał być
częścią tej „rodziny”, ale wiedział, że tu nie pasuje, był kundlem, a oni byli
rasowi, sprawdził to kiedy spotkał się z tą ekipą. Wie też doskonale, że oni
wiedzą kim jest, to żadna tajemnica, niestety, w jego aktach jest napisane
czarno na białym, jego ojciec był zmiennym, a matka normalna, z czego jasno
wychodziło, że on jest kundlem. Z jakiegoś powodu jednak Hetty go tu trzyma, a
nawet wręczyła mu odpowiednie papiery aby zostać agentem NCIS, nie, nadal ich
nie podpisał, za bardzo bał się odrzucenia, może Hetty i jak się dowiedział
pani dyrektor Shepard chciały by go mieć w ich szeregach, jednak agenci z
którymi pracuje już nie.
Wiele razy widział tę ekipę w ich
zwierzęcych formach. Callen jest Owczarkiem Niemieckim, odważny zazwyczaj
poważny i skryty, świetny przywódca. Sam to czarny Boxer, silny nie odpuszcza
tak łatwo, ale zarazem czuły i opiekuńczy w stosunku do swojej „rodziny”, Kensi
natomiast to biały Seter Irlandzki z brązowymi łatami na głowie i grzbiecie,
piękna i odważna, może trochę zbyt porywcza. Nawet Nell i Eric byli
zmiennokształtnymi, Eric jest Owczarkiem Australijskim, Nell natomiast to
Płochacz Holenderski. Raz nawet natknął się na Hetty w swojej psiej formie.
Agentka Lang jest Cavalier King Charles Spanielem.
Zaczął się teraz zastanawiać czy
gdyby pokazał im swoją formę zwierzęcą może by go zaakceptowali, jednak szybko
zrezygnował z tego pomysłu pewnie wzięli by go za jeszcze większego odmieńca
niż mają go teraz, niech nadal myślą, że jest szczeniakiem. Tak, tak będzie
lepiej.
Nudził się okropnie, z nudów
powypełniał nawet kilka zaległych akt jednak zaniechał tego pomysłu dość
szybko, nie miał dziś do tego głowy. Kensi i Sam pojechali odebrać na lotnisko
agentów Getza i Vaila, to go trochę przybiło, jeszcze więcej ludzi którzy będą
traktować go jak najsłabsze ogniwo. Callen znów zniknął w sali gimnastycznej,
jakoś często tam bywał. Deeks czuł jak znów łapie doła, jedynym dobrym
lekarstwem na to była rozmowa z przyjacielem. Wykręcił dobrze sobie znany
numer, mając przy tym nadzieję, że DiNozzo będzie miał chwilę żeby pogadać. Po
chwili usłyszał głos przyjaciela.
/- DiNozzo – odezwał się głos po
drugiej stronie/
- Hej stary! – przywitał
przyjaciela Marty – znów nie spojrzałeś na wyświetlacz?
/- Hej Shaggy – powiedział Tony w
jego głosie nie było słychać tej wesołości, którą zazwyczaj odznaczał się
DiNozzo./
- OK. Di, gadaj co ci leży na
wątrobie – od razu przeszedł do sedna Marty.
/- Ja? To ty do mnie zadzwoniłeś
– próbował zmienić temat Tony – u mnie wszystko gra./
- Tak jasne, mi uszu nie
zamydlisz – drążył cały czas Deeks.
/- Chyba raczej oczu – poprawił
przyjaciela Tony./
- Nie, teraz cię nie widzę tylko
słyszę i wiem że coś jest nie tak – odpowiedział Marty – a ty mi wmawiasz, że
wszystko jest cacy. Gadaj co jest grane.
/- Mam tego dość! – zaczął w
końcu Tony./
- Daj spokój, Tony – odpowiedział
mu Deeks – Nie może być aż tak źle.
/- Jestem kotem w budynku pełnym
psów – stwierdził Tony, powiedział to tak cicho, że Marty ledwo go dosłyszał./
- Pamiętaj o złożonej obietnicy –
przypomniał przyjacielowi Deeks – Masz tam wytrzymać więcej niż dwa lata.
/- Przypominam ci stary, że
spędziłem już w NCIS dwa lata, rok w Norfolk, a potem rok na Ronaldzie Reaganie
– oświecił kumpla DiNozzo./
- To się nie liczy dwa lata w
JEDNYM MIEJSCU – podkreślił Deeks.
/- Spędziłem rok na otwartym
oceanie! – Tony prawie krzyknął do telefonu – Wiesz co to za męczarnia dla
kota? – dodał już ciszej./
- Och biedaku jak ja ci
współczuje – powiedział znudzony Deeks, znał tą śpiewkę, wysłuchiwał żalów
przyjaciela przy każdej okazji gdy się kontaktowali odkąd ten wylądował na
okręcie – Dobrze wiedziałeś, że kiedyś się to może stać w końcu pracujesz dla
NCIS.
/- Dobra, dobra skończ już – Tony
uspokajał Deeksa, który już się nakręcał – Wiem, że lubisz gadać, więc
opowiadaj co u ciebie. Jak ci idzie łącznikowanie?/
- Próbuje się dopasować, ale
wiesz, że zawsze opornie mi to idzie – odparł szczerze Marty – Oni wszyscy są
rasowi tutaj. Nawet ich techniczny i analityk są rasowi. A Hetty mnie przeraża,
ona chyba wie kim jestem.
/- Taa ty przynajmniej jesteś
psem – zauważył DiNozzo./
- Niby tak, ale nadal odstaje od
reszty – przyznał Deeks – Ok. muszę już kończyć, chyba mamy jakąś sprawę –
skończył rozmowę Marty gdyż zauważył, że Nell idzie w jego stronę z dość dziwną
miną.
- Deeks musisz ze mną iść –
powiedziała Jones. Widząc niepewną minę Deeksa szybko dodała – To dość
delikatna sprawa i jesteś potrzebny na górze.
- O, ok., ale nie zaczekamy na
resztę? – coś tu było nie tak, po co był im potrzebny… tylko on?
- Nie, to jest sprawa eee… -
zaczęła się mieszać Nell – delikatna sprawa i jesteś potrzebny – Jones nie
chciała ujawnić o co chodzi.
- Dobra to chodźmy – powiedział
po chwili Marty wstając od biurka.
Jednak nie był im potrzebny tylko
on, po wejściu do centrum dowodzenia zastał już w środku Hetty z jak zawsze
nieodgadnioną miną i Callena po którego minie szło stwierdzić, że też nie
bardzo wie o co może chodzić, a przy komputerze jak zawsze siedział Eric, który
cały czas spoglądał niepewnie to na Hetty to na Callena, a po wejściu Nell i
Deeksa także i na Martiego. Nell nadal milczała, choć po drodze Deeks próbował
wyciągnąć z niej jakieś informacje, gdy tylko przekroczyła próg centrum szybko
usiadła obok Erica.
- Panie Callen, panie Deeks –
zaczęła Hetty – zapewne zastanawiacie się po co was tu wezwałam.
- Było by miło w końcu się
dowiedzieć – wtrącił G.
- Muszę was uprzedzić, że to co
zaraz zobaczycie to stu procentowa prawda – ostrzegła ich Lang.
Oho to będzie jakaś bomba. Pomyślał Deeks, jego żołądek zaczął się
skręcać z nerwów, jego instynkt wariował. Jeśli Callen czuł to samo co on to
nawet dobrze się maskował, ale czego się spodziewać po gościu który ma za sobą
szkolenie na agenta, w końcu pracował w CIA, a teraz w NCIS… To napięcie zaraz
go zabije Hetty streszczaj się!!
Krzyczał w myślach.
- Panie Beale proszę im pokazać
to co przed chwilą oglądaliśmy – Hetty zwróciła się do Erica, ten posłusznie
wrzucił na ekran informacje które razem z Nell znaleźli.
- Nie, to muszą być jakieś żarty
– odezwał się po chwili Callen był oszołomiony, tym razem było to po nim widać
– Hetty… ale jak?
- Z tego wynika jasno… - Hetty
nie dokończyła.
- Jesteśmy braćmi?! – wykrzyknęli z niedowierzaniem
Deeks i Callen.**********
- Deeks! – wołał za nim Callen –
Deeks, czekaj!
Po tym jak się dowiedzieli, że są
braćmi Marty wybiegł z centrum nie zwracając nawet uwagi na pozostałych w
środku ludzi. Był tym wszystkim oszołomiony; zawsze marzył o starszym bracie,
ale jednocześnie przerażał go fakt, że może on być taki jak Gordon Brandel…
jego ojciec. Nie zniósłby znów tego samego; przecież G jest rasowy, a on
kundlem. I tak wszyscy w OSP patrzą na niego jak na niechcianą przybłędę; może
oprócz Hetty…
-Deeks czekaj! – Callen nie dawał
za wygraną. Ale on też potrafi być zawzięty, nie chce znów się zawieść na
rodzinie.
Przeszedł szybkim krokiem obok
pozostałych zdezorientowanych członków drużyny i trzech innych gości, których
nie kojarzył. Teraz i tak nie miał głowy do zawiązywania nowych znajomości.
Musi zostać sam, oczyścić umysł i wyładować frustrację; musi pomyśleć na
spokojnie.
-Deeks? – Tym razem to była
Kensi, była zdezorientowana. Rano gdy wychodziła z biura z Samem Deeks
zachowywał się normalnie; jak zawsze wesoły i skory do żartów, niczym niesforny
szczeniak. Marty jednak warknął tylko – Nie teraz – i nawet nie spojrzawszy na
pozostałych wyszedł z OSP.
- Co się dzieje G? – odezwał się
w końcu Sam; pierwszy otrząsnął się z szoku na widok rozzłoszczonego Deeksa.
- Sam chciałbym wiedzieć –
powiedział Callen – Nie mam pojęcia co się dzieje w jego głowie! – Był nieco
poirytowany całą tą sprawą. W końcu znalazł brata, a ten nie chce nawet z nim
rozmawiać – Deeks co dzieje się w tej
twojej rozczochranej łepetynie? – pomyślał jeszcze, nim zwrócił się do
przybyłych agentów – Dominic, Nate dobrze widzieć was w domu w jednym kawałku –
zażartował sobie z dwóch najmłodszych stażem agentów.
- Bardzo śmieszne Callen, bardzo
śmieszne – odparł na to zmęczony Getz, ale cieszył się bardzo, że w końcu
wrócił do Stanów. Teraz tylko muszą złożyć raport Hetty i będą mogli naprawdę
odpocząć.
- Ale jednak dobrze w końcu
wrócić do domu. Idziemy złożyć raport Hetty i, nie mam pojęcia jak Nate, ale ja
idę się zrelaksować. Nie mam pojęcia gdzie, ale relaks to to czego teraz
potrzebuję – Doninic wypowiedział nagłos wszystkie myśli Nate. To dziwne, ale
ta sprawa w Londynie ich zbliżyła. Może nie łączyła ich tak silna więź
partnerska jak G i Sama, bo na to trzeba wielu lat współpracy, ale dobrze im
się razem pracowało… Hetty zawsze wie jak dobrać partnerów tak aby dobrze się
im razem współpracowało, to był niezaprzeczalny fakt.
- Hej Callen, a ze starym kumplem
się nie przywitasz? – odezwał się jak dotąd milczący agent Burley,
wyrywając tym samym Nate z zamyślenia.
- A ciebie jakie wiatry tu
przygnały… Stanley – opowiedział mu G.
- Hetty ściągnęła mnie z Benjamina
Franklina, ale nie mam pojęcia po co – odparł zgodnie z prawdą Stan – I nie
nazywaj mnie Stanley – pogroził Callenowi – wiesz, że tego nie lubię.
- Wiem, dlatego ja tak bardzo to
lubię – nadal droczył się z przyjacielem G.
- Rozumiem, że się znacie –
docinki postanowiła przerwać Kensi.
- Tak, pracowaliśmy razem w DC w
zespole Gibbsa – oświadczył Stan.
- Ja pracowałem z Gibbsem 4 lata
– wtrącił Callen – a kiedy Vivian Blackadder wróciła do FBI, przysłali nam tego
tutaj żółtodzioba.
- Hej mam się obrazić –
zaprotestował Stan.
- Byłeś świeżakiem Stan i nie
zaprzeczaj – uciszył go Callen.
Sama bawiła cała ta sprzeczka
między Stanem a G. Wiele słyszał o agencie Burleyu; był dobry, szkolony, tak
jak Callen, przez Gibbsa. Zapowiada się ciekawa praca.
- Jeśli skończyliście panowie swe
jakże miłe powitanie, to zapraszam na górę. Mamy sprawę – nagle jakby z
podziemi wyrosła za nimi Hetty. Callen, Sam, Kensi, Dom i Nate byli już
przyzwyczajeni do nagłego pojawianie się agentki Lang w ich pobliżu, jednak
Stan aż lekko podskoczył gdy usłyszał jej głos tak blisko.
- Coś nie tak agencie Burley?
–zapytała z troską w głosie Hetty. A reszta z trudem powstrzymała się od
parsknięcia śmiechem.
W centrum dowodzenia Eric i Nell
już wyszukiwali wszelkich dostępnych informacji o ich denacie i jego otoczeniu.
- Co mamy Eric? – jak zawsze
standardowe pytanie zadał Callen
- Dziś rano kobieta
wyprowadzająca psa na spacer znalazła ciało Marines – Eric zaczął wprowadzać
agentów w sprawę.
- Ofiara to sierżant Angus
Gryffin, 29 lat, samotny. Po szkole od razu wstąpił do wojska, poszedł w ślady
ojca. Nienaganna służba – podjęła temat Nell.
- A my mamy się tym zająć
ponieważ… - zaczął Callen.
- Ponieważ, panie Callen, zginął
Marines – powiedziała spokojnie Hetty – A my zajmujemy się takimi sprawami –
powiedziawszy to skierowała się do wyjścia – Panie Getz, panie Vaile zapraszam
do mnie, na odprawę, a później nie chcę tu panów widzieć aż do jutra. Czy
wyrażam się jasno.
- Tak Hetty – odpowiedzieli
jednocześnie Nate i Dom. Po czym posłusznie poszli za agentką Lang.
- Hetty! – krzyknął jeszcze
Callen za swoją szefową – A co z Deeksem. Poszedł niewiadomo gdzie – spojrzał
na agentkę wymownie; lepiej jeszcze nie ujawniać przed resztą zespołu faktu, że
są braćmi.
- Wierzę, że gdy pan Deeks
ochłonie dołączy do nas. A na razie jeśli byłby pan tak dobry, panie Burley,
pomóc naszym agentom w sprawie byłabym niezmiernie wdzięczna – odpowiedziała
Hetty.
- Jasne, czemu nie – stwierdził
Stan – Ale czy mógłbym najpierw dowiedzieć się co tu tak właściwie robię? –
zadał pytanie, które nurtowało go odkąd pani dyrektor przeniosła go do LA,
mówiąc mu tylko, że to na prośbę agentki Lang.
- Potrzebuję doświadczonego
agenta, który będzie miał oko na pana Vaila i pana Getza – stwierdziła Hetty, a
na jej twarzy pojawił się enigmatyczny uśmieszek. Szykowała coś większego,
jednak jak na razie pozostaje to jej słodką tajemnicą – Sądzę, że pan, panie
Burley, nadaje się do tego idealnie – Mówiąc to wyszła z centrum, a Nate i Dom
za nią.
Kensi nie wytrzymała, wybiegła za
Hetty, mając nadzieję, że na osobności uda jej się coś wyciągnąć z szefowej.
- Hetty – zatrzymała ją w
korytarzu – Deeks to mój partner, chyba mam prawo wiedzieć co się stało –
nalegała Blye.
- To co się stało, to sprawa
między panem Deeksem a panem Callenem – wyjaśniła spokojnie Hetty – Ufam, że
gdy będą gotowi aby wam powiedzieć co się stało, to to zrobią.
- Ale… - próbowała dalej Kensi.
- Proszę wracać do sprawy panno
Blye – ucięła rozmowę Hetty.
W tym samym czasie Deeks dojechał
już na plaże. Tu zawsze potrafił się skupić, to jego miejsce, tu odcinał się od
całego świata. Wziął ze sobą deskę, zawsze miał ją w aucie. Niestety pogoda
była bezwietrzna, a co za tym idzie nie było fal, na których można by
posurfować. Ale Marty znał jeszcze jedną świetną zabawę w wodzie. Zmienił się w
psa, był dużym, kremowym kundlem z brązowymi łatami. Lewe ucho miał koloru
ciemnobrązowego, natomiast prawe, nieco klapnięte, koloru jasno brązowego, łata
obejmowała również prawe oko. Nikt nie spodziewał się, że jest dorosłym
kundlem, wszyscy założyli, że jest szczeniakiem; wiele razy wyobrażał sobie ich
miny gdyby pokazał im się w swej zwierzęcej formie. Całe szczęście, że był to
mały odludny zakątek, z dala od wielkich plaż wypchanych innymi surferami,
rodzinami z rozwrzeszczanymi dziećmi i turystami, bo inaczej mógłby mieć duże
kłopoty. Uwielbiał te zabawy w wodzie, może i śmierdział po tym zmokłym psem,
ale to pozwala oderwać mu się od szarej codzienności; chwila beztroskich
harców.
Po mniej więcej pół godzinie
zaczął w końcu zbierać się z powrotem do OSP; prawdopodobnie oberwie mu się od
Hetty za tak nagłe i dość długie zniknięcie, ale musiał to wszystko przemyśleć.
Kiedy dotarł do swojego wozu w końcu spojrzał na komórkę, miał dwie nieodebrane
połączenia od Kensi i jedno od Callena, plus jednego sms’a od G: „Musimy
pogadać”.
- Zdecydowanie musimy – mruknął
sam do siebie i wsiadł do samochodu.
Podczas gdy Deeks zbierał się do
powrotu do OSP, w Waszyngtonie agenci NCIS pracowali nad sprawą śmierci
sierżant Tabity Freeman.
- Co mamy Ducky? – z takim
pytaniem do prosektorium wkroczył agent Gibbs.
- Nasza droga pani sierżant
zmarła dwa tygodnie temu, w skutek licznych ran szarpanych – wyjaśnił doktor.
- Dwa tygodnie temu Duck? –
zaciekawił się Jethro.
- Dokładnie – potwierdził Ducky –
Jej ciało leżało w zimnej wodzie co spowolniło spowolnienie rozkładu tkanek.
- A wiadomo co to za rany? –
drążył dalej temat Gibbs.
- Tak – potwierdził lekarz –
Panie Palmer, mógłbym prosić o pomoc? – Ducky poprosił o pomoc swojego
asystenta, aby przewrócić ciało na brzuch – Jeśli się przyjrzeć, możemy
dostrzec tu – wskazał na część pod prawą łopatką – ślady zębów.
- Zębów? – zdziwił się Jethro –
Chyba nie ludzkich?
- Oj nie, nie ludzkich.
Zwierzęcych, prawdopodobnie psich – uspokoił przyjaciela doktor Mallard.
- Pies? Myślisz, że
zmiennokształtny? – zadał jeszcze jedno pytanie Gibbs.
- To możliwe, a nawet
prawdopodobne – odparł po namyśle Ducky – w newralgicznych miejscach rany są głębsze
i poważniejsze niż na reszcie ciała. Trzeba przyznać, że to zwierze wiedziało
jak kąsać.
- Dzięki Ducky – pożegnał się
Jethro i wyszedł z prosektorium.
- Co macie? – zawołał do swoich
podwładnych Gibbs, od razu gdy wyszedł z windy.
- Sierżant Tabita Freeman; pół
roku temu wróciła z Iraku – zaczęła czytać Ziva, to co udało jej się znaleźć –
stacjonowała w bazie w Norfolk.
- Według jej dowódcy była dobrym
żołnierzem… - powiedział Tony.
- Prowadziła bloga – wtrącił
McGee – Chyba nie za bardzo lubiła zmiennokształtnych – mówił dalej otwierając
przy tym bloga pani sierżant, na plaźmie w przestrzeni biurowej.
„Te dziwolągi nie powinny być
dopuszczone do służby!” Taki tytuł nosił jeden z wpisów, w którym opisywała
najróżniejsze rzeczy o zmiennokształtnych kolegach żołnierzach. Na każdym kroku
podkreślając jak bardzo ich nienawidzi.
- W dyskusjach pod wpisami
najbardziej udzielali się goście o nickach: Doktor22 i Gunny30 – ciągnął dalej
Tim – oboje również nie lubią zmiennokształtnych. Spotykali się również kilka razy
na czacie – wystukał coś na klawiaturze i po chwili pojawił się fragment
rozmowy z której wynikało, że wpadli na pomysł jak dopiec zmiennym. Doktor22
wymyślił coś dużego, sierżant Freeman i Gunny30 byli tym bardzo zainteresowani
– Wygląda również na to, że sierżant Freeman i Gunny30 znali się dość dobrze –
kontynuował McGee – przynajmniej w wirtualnym świecie. Przesłałem linka Abby,
może znajdzie coś więcej.
- Przed śmiercią Freeman dzwoniła
do sierżanta Gryffina i do niejakiego doktora Jamesa Holta – powiedziała Kate
podchodząc do plazmy. Przez chwilę wszyscy milczeli, wpatrując się w ekran na
którym teraz był wyświetlony blog. Skoro Freeman nienawidziła
zmiennokształtnych i próbowała dopiec im na każdym kroku, a może planowała też
coś więcej, to może któryś z zmiennych wziął odwet na pani sierżant. Żadnemu z
nich nie uśmiechało się wchodzenie w tę sprawę głębiej, wszyscy przecież byli
zmiennokształtnymi; wpisy na blogu były po prostu odrażające. Gibbs sam miał
ochotę coś roznieść czytając niektóre fragmenty.
- DiNozzo co masz? – zwrócił się
do agenta Gibbs. Jednak jego już nie było nigdzie widać.
Starał się bardzo wpasować w ten
zespół, ale oni nie dawali mu szansy. Za każdym razem ktoś mu przerywał,
wchodził w zdanie; nikt go nie słuchał jakby w ogóle go tam nie było. Przecież
był starszym agentem, powinien mieć posłuch u młodszych agentów. Kiedy więc
McGee mu przerwał nie bardzo go to zaskoczyło; jak zawsze w takich przypadkach
siedział cicho przy swoim biurku słuchał i obserwował swoich współpracowników.
Gdy Kate wspomniała o tych dwóch połączeniach coś mu zaświtało, musiał to
sprawdzić, a jedyną osobą która może mu pomóc jest Abby; jak dobrze, że
przynajmniej ona odnosi się do niego z życzliwością. Nie czekają więc na resztę
poszedł sam do laboratorium.
W laboratorium jak zawsze
brzmiała głośna muzyka. Po pół roku nadal miał pewne trudności z przyzwyczajeniem
się do tego. Jego wyczulony koci słuch cierpiał i to bardzo; czasami przeklinał
swoje parszywe kocie DNA.
- Abby! Abby! – próbował
przekrzyczeć muzykę – Abby! – dziewczyna nadal nie reagowała, pracowała przy
komputerze; już miała włączonego bloga sierżant Freeman i zdaje się, że coś do
siebie mówiła.
Tony podszedł do niej i położył
jej rękę na ramieniu, a ta podskoczyła wystraszona.
- Tony! – krzyknęła –
wystraszyłeś mnie – powiedziała już normalnie i ściszyła muzykę do znośnego
poziomu.
- Wołałem od progu, ale byłaś
zbyt zajęta – tłumaczył DiNozzo.
- Więc co cię do mnie sprowadza?
– spytała laborantka.
- Możesz coś dla mnie sprawdzić?
– odpowiedział pytaniem Tony.
- To zależy co – widać było
zainteresowanie w jej oczach – Czy jest to związane z sprawą?
- Jest to związane z sprawą –
potwierdził agent – Możesz sprawdzić czy Gunny30 to sierżant Gryffin i czy
Doktor22 to doktor Holt?
- Skąd te podejrzenia? – teraz
już naprawdę zaciekawiła się Abby.
- Nasza ofiara często czatowała z
gośćmi o nickach Gunny30 i Doktor22, a przed swoją śmiercią dzwoniła do
Gryffina i Holta – wyjaśnił Tony.
- Hmmm to rzeczywiście może być jakiś
trop – zastanowiła się Abby – Chyba mogę to sprawdzić.
- Dzięki Abbs – powiedział
DiNozzo i skierował się ku wyjściu.
- Daj im trochę czasu –
powiedziała jeszcze do niego Abby.
- Słucham? – zatrzymał się w
progu.
- Na pewno w końcu się do ciebie
przekonają – ciągnęła laborantka.
-Nie sądzę Abbs, minęło już pół
roku – odpowiedział na to rozgoryczony DiNozzo – Ale dzięki, że jeszcze w to
wierzysz – powiedziawszy to wyszedł z laboratorium.
- Ktoś musi, skoro ty nie chcesz – powiedziała jeszcze
półszeptem Abby i wróciła do pracy.